Myśl o kupieniu zimowego płaszcza oznacza dla mnie lekkie nerwy, kupowanie to już ostry ból głowy. Nie dramatyzuję. 154 cm wzrostu i krągłości (jakbym z moimi wymiarami miała 180 cm błyszczałabym na wybiegach) powodują, że nie potrafię znaleźć niczego. Wszystko, co oferują sklepy jest za długie, za wąskie w biodrach, za szerokie w ramionach. Wyglądam trochę jak karykatura samej siebie.
Pojawiła się zatem: MISJA PŁASZCZ
Zakupiłam piękną jasnoszarą wełnę przetykaną srebrną nitką i zaczęłam przeglądać proponowane w gazetach modele. Wybór padł na model 101 z Burdy 10/2007. Po bardzo złych doświadczeniach z szyciem oversizowego płaszcza z tego magazynu postanowiłam przeszyć jeden na próbę. Udało mi się zdobyć 1,90 m granatowego flauszu na resztkach w jednym kawałku (20 zł za metr wełnianego flauszu!). Cóż według Burdy powinnam mieć 3 metry materiału, więc w efekcie trzeba było skrócić rękawy. Moim skromnym zdaniem nadaje to lekkości i charakteru. Zdaniem moich znajomych, jest to co najmniej dziwne, gdy mówimy o płaszczu zimowym.
Gdy przystępowałam do szycia miałam akurat spadek formy i wydawało mi się, że nic już nie będzie stanowiło wyzwania. O tym, jak się myliłam będzie już niebawem. Jednak wracając do płaszcza okazał on się, paradoksalnie, i łatwy i trudny.
Łatwy ponieważ:
– nie ma wszywanych rękawów, w zasadzie podstawa płaszcza to 4 szwy – boki i ramiona.
– Prosty do wszycia kołnierz, nie jest wykładany, przez żadnych stójek. Po prostu prostokąt doszywany do płaszcza.
Trudy ponieważ:
– rękawy mają kliny. Taki element wszywałam po raz pierwszy.
– Kieszenie są w ramce. Taki element również wszywałam po raz pierwszy
Płaszcz okazał się wybawieniem z apatii, preludium do tego co miało dopiero nastąpić oraz prawdziwym płaszczem idealnym! Sprawdził się jesienią, sprawdza się zimą.
Okazało się, że model pasuje każdemu (pewnie prawie każdemu, ale wszystkie znajome, które mierzyły wyglądały w nim obłędnie!). Niech potwierdzeniem tego będzie fakt, że z tej samej formy powstały i powstają kolejne wariacje: piękny płaszcz Iwony, z ciemnoszarej wełny parzonej z miodową podszewką ze stemplami, która szyje teraz ten sam płaszcz dla swojej siostry, genialna futrzana wersja Sabiny, właśnie zbliża się ku końcowi, wełniany brązowy melanż dla mojej mamy, a kolejne czekają do uszycia. I każda z nas ma całkowicie inną figurę.
Polecam ten model każdemu z ręką na sercu.
A powinien jeszcze nastąpić finał mojego jasnoszarego płaszcza. Otóż wg mojej mistrzyni szycia, Marzeny Dyksińskiej, ta wełna jest za cienka na zimę. Zostały jeszcze dosłownie 2 szwy i będę mogła sama się przekonać. Obym tylko te 2 szwy zrobiła przed końcem TEJ zimy.